Israel Adesanya, były mistrz UFC i jedna z największych gwiazd światowego MMA, niespodziewanie stanął do zupełnie innego rodzaju walki — tym razem nie w klatce, a w sądzie. Sprawa dotyczyła jego byłej partnerki, Charlotte Powdrell, która postanowiła pozwać go o… połowę majątku.
Jej argument? Przekonywała, że to dzięki niej Adesanya odnosił sukcesy, a więc należy jej się równa część zgromadzonych przez niego 15 milionów dolarów.
Powództwo byłej partnerki mogłoby brzmieć jak żart, gdyby nie fakt, że trafiło do sądu. Co ciekawe, podczas postępowania na jaw wyszły dość nietypowe informacje — jak choćby to, że Israel Adesanya nigdy nie miał własnego konta bankowego, a nad jego finansami od lat czuwała… jego mama. Ta sytuacja wywołała salwy śmiechu wśród internautów, a sam zawodnik wydawał się traktować ją z dużym dystansem.
Jednak finał tej historii zaskoczył wszystkich. Sąd nie tylko odrzucił roszczenia Charlotte Powdrell, ale zasądził coś zupełnie odwrotnego — to Adesanya otrzymał połowę jej majątku! Zgodnie z orzeczeniem, zawodnik UFC ma dostać okrągłe 500 tysięcy dolarów od byłej partnerki. Niektórzy komentatorzy nie kryją ironii, nazywając to „technicznym nokautem” — ale tym razem w garniturze, a nie w rękawicach.
Cała sprawa obiegła media społecznościowe, a internauci szybko skojarzyli ją z hitem Budki Suflera — „Nie wierz nigdy kobiecie”. Trudno się dziwić: z jednej strony absurdalne żądania, z drugiej niespodziewany zwrot akcji i ostateczny triumf zawodnika, który słynie z niekonwencjonalnych zagrań — nie tylko w oktagonie, ale jak się okazuje, również na sali sądowej.

Komentarze (0)