Serafin Pęzioł, znany z ciętego humoru, opisał na Facebooku swój niedzielny powrót znad morza. „Największy błąd w życiu? Powrót w niedzielę” – zaczął, dodając, że tego dnia wraca cały kraj. Od Kołobrzegu do Szczecina ciągnął się korek tak długi, że – jak żartował – wystarczyłoby ustawić wzdłuż niego budki z hot-dogami, a ich właściciele mogliby wykupić pół Polski z samego utargu.
GPS odmawiał posłuszeństwa, Google Maps zaczęło szeptać złowieszczo, a przez trzy godziny krajobraz za szybą w ogóle się nie zmieniał.
Głód w końcu wygrał, więc zapadła decyzja: McDonald’s. W teorii miało być szybko, w praktyce – przy wejściu tłum większy niż na darmowych badaniach profilaktycznych i kolejka wijąca się jak do lekarza na NFZ. Numerek zamówienia – 3294, na ekranie – 2496. „Przede mną prawie 800 osób?” – pomyślał. Chwilę później odkrył, że przy takim ruchu numery przyznawane są kompletnie losowo, więc „fast” oznaczało tego dnia raczej „może w tym roku”.
Na jedzenie czekał 45 minut. W tym czasie, jak ironizował, dzieci w kolejce zdążyły dorosnąć, pary się rozwieść, a jeden klient ukończyć magisterkę. Trzeba jednak przyznać – obsługa pracowała na pełnych obrotach. „Zapier***** tak, że musiałem zerknąć, czy przypadkiem nie są na rolkach” – żartował Pęzioł.
Problemem byli jednak klienci, którzy co chwilę podchodzili z reklamacjami o „za słone frytki” czy „Colę nalewaną do 3/4 kubka”.
Autor zaapelował, by w takich sytuacjach okazać trochę wyrozumiałości. „To też są ludzie” – przypomniał, dodając, że po 12 godzinach pracy wciąż słyszy się w głowie pikającą frytkownicę. Lepiej wypić trochę mniej coli czy zjeść jeden sos inny niż zamówiony, niż utrudniać życie załodze walczącej z nawałem zamówień.
Podróż, która miała trwać kilka godzin, zamieniła się w całodzienną wyprawę. Wyjechali o 11:00, a do domu dotarli o 20:00. „Znalazłem nową dietę – czekasz na jedzenie tak długo, że w końcu przestajesz być głodny” – podsumował Pęzioł. Internauci pokochali jego relację, bo każdy, kto wracał w niedzielę znad morza, zna ten scenariusz aż za dobrze.

Komentarze (0)