W ostatnich dniach klienci Lidla zaczęli zauważać duże zmiany w układzie regałów w niektórych sklepach. Sieć wprowadza nowy standard rozmieszczenia produktów, który – jak się okazuje – budzi mieszane uczucia. Zdaniem wielu, zakupy stały się bardziej skomplikowane, a odnalezienie konkretnych artykułów wymaga teraz więcej czasu i orientacji w terenie.
Nowy układ przypomina bardziej labirynt niż tradycyjny sklep spożywczy.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się bez zmian – przy wejściu witają nas świeże owoce i warzywa. Jednak już po kilku krokach zaczynają się niespodzianki. Nabiał znajduje się w bocznym narożniku sklepu, a mięso – na samym końcu. Działy takie jak makarony, słodycze i produkty przemysłowe często sąsiadują ze sobą w sposób, który trudno logicznie uzasadnić. Część regałów ustawiona jest równolegle do głównego kierunku ruchu, a część… poprzecznie, co sprawia, że poruszanie się po sklepie bywa dezorientujące.
Aby ułatwić klientom odnalezienie się w nowym systemie, Lidl przygotował specjalne mapki dostępne przy wejściu do sklepu. Choć to pomocny gest, sama konieczność korzystania z planu sklepu podczas codziennych zakupów może być dla wielu frustrująca. W mediach społecznościowych pojawiły się porównania do escape roomów i żarty o potrzebie aplikacji z GPS-em, która pomogłaby wydostać się z działu z chipsami.
Zmiana układu ma prawdopodobnie na celu zwiększenie sprzedaży wybranych grup produktów poprzez modyfikację ścieżek zakupowych. Jednak dla klientów przyzwyczajonych do wcześniejszej, intuicyjnej organizacji sklepu, adaptacja do nowego systemu może zająć trochę czasu. Lidl zapowiada, że nowy standard zostanie wdrożony we wszystkich placówkach. Dla jednych to szansa na nowe doświadczenia zakupowe, dla innych – niepotrzebna komplikacja.

Warto zrobić rozwiązanie jakie wprowadził Rossman w swojej aplikacji tzn sprawdzić artykuł w jakiej alejce i na jakiej półce można znaleźć towar którego szukamy