Polska 2050 złożyła w Sejmie projekt ustawy, który zakłada refundację środków antykoncepcyjnych dla kobiet w wieku od 18 do 25 lat. Program miałby kosztować nawet pół miliarda złotych rocznie i obejmować tabletki hormonalne, wkładki, plastry oraz zastrzyki. Recepty mogliby wypisywać wszyscy lekarze.
Autorzy projektu tłumaczą, że chodzi o poprawę dostępu do usług zdrowotnych i o bezpieczeństwo kobiet po głośnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku.
Pomysł od razu wywołał gorącą dyskusję. Polska Federacja Ruchów Obrony Życia uznała, że finansowanie antykoncepcji z publicznych pieniędzy to nadużycie i działanie sprzeczne z misją systemu ochrony zdrowia. Organizacja ostrzega, że środki hormonalne mogą mieć skutki uboczne, a niektóre z nich działają wczesnoporonnie. „To moralnie niedopuszczalne” – twierdzą przedstawiciele PFROŻ.
Z drugiej strony zwolennicy projektu podkreślają, że refundacja antykoncepcji nie jest zachętą do rezygnacji z posiadania dzieci, tylko sposobem na to, by kobiety mogły planować rodzinę w bezpiecznych i stabilnych warunkach. Dzięki temu decyzje o macierzyństwie będą bardziej świadome i odpowiedzialne. Eksperci zauważają też, że brak dostępu do antykoncepcji często prowadzi do nieplanowanych ciąż i aborcji wykonywanych w nielegalnych warunkach.
Polska w kryzysie demograficznym
Cała sprawa budzi kontrowersje także dlatego, że dzieje się w momencie, gdy Polska ma poważny kryzys demograficzny. W 2024 roku urodziło się zaledwie 252 tysiące dzieci – najmniej od zakończenia II wojny światowej. Dla porównania, zmarło ponad 400 tysięcy osób. Oznacza to, że z roku na rok jest nas coraz mniej, a według prognoz GUS liczba ludności Polski może spaść poniżej 31 milionów w ciągu najbliższych 30 lat.
Wielu komentatorów zwraca uwagę na sprzeczność między wspieraniem antykoncepcji a walką o wyższą dzietność. Rząd z jednej strony mówi o potrzebie zwiększenia liczby urodzeń, a z drugiej – planuje dopłacać do środków zapobiegających ciąży. Jednak część ekspertów uważa, że to pozorny konflikt. Ich zdaniem, lepszy dostęp do antykoncepcji pozwala planować rodziny bardziej odpowiedzialnie i w dłuższej perspektywie może sprzyjać decyzjom o dzieciach, gdy warunki ekonomiczne i emocjonalne będą bardziej sprzyjające.
Nie brakuje też argumentów, że same dopłaty do antykoncepcji niczego nie zmienią, jeśli kobiety nadal będą bały się rodzić dzieci z powodu niestabilnej pracy, braku żłobków i wysokich kosztów życia. Prawdziwa polityka prorodzinna – jak mówią ekonomiści – to nie tylko 500+, ale także tanie mieszkania, wsparcie dla młodych rodzin i pewność, że można wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim.
Dyskusja o refundacji antykoncepcji pokazuje więc szerszy problem – brak spójnej strategii państwa wobec demografii. Polska potrzebuje zarówno programów wspierających rodziny, jak i uczciwej rozmowy o zdrowiu i wolności wyboru. Bo jeśli trend spadkowy się utrzyma, to za 30 lat nie będzie miało znaczenia, kto miał rację w sporze o tabletki – bo po prostu zabraknie tych, którzy mogliby tę debatę kontynuować.

Komentarze (0)