Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie nie dlatego, że Karol Nawrocki był lepszym kandydatem, ale dlatego, że Platforma Obywatelska od lat systematycznie traciła wiarygodność, a sam Trzaskowski stał się symbolem politycznego chaosu i niespełnionych obietnic. Klęska nie jest efektem pojedynczych błędów kampanijnych, lecz konsekwencją długotrwałego procesu, w którym PO zamieniła się w partię pozorów, oderwaną od realnych problemów Polaków.
Migracja – temat, który obnażył hipokryzję PO
Polacy boją się niekontrolowanej migracji – to fakt, który Platforma zrozumiała zbyt późno. Jeszcze w 2021 roku politycy PO biegali na granicy z pizzą i śpiworami, by pomagać migrantom, a dziś nagle deklarują, że „uszczelnią” granicę, a nawet ją „zaminują”. Ta nagła wolta nie przekonała nikogo – ani przeciwników migracji, ani jej zwolenników. Platforma straciła wiarygodność, a Trzaskowski, który próbował być jednocześnie „patriotą gospodarczym”, przeciwnikiem Zielonego Ładu i eurosceptykiem, stał się politycznym memem.
Wiara w obietnice bez pokrycia – dlaczego Polacy przestali ufać PO?
Platforma od lat gra na tym samym instrumencie: obiecuje, nie realizuje, a potem obiecuje ponownie. Donald Tusk zapowiedział 100 ustaw deregulacyjnych do końca maja – do dziś ich nie ma. Kwota wolna od podatku była obiecywana przez PO wielokrotnie, ale gdy Konfederacja złożyła projekt, Platforma go zablokowała. Polacy nie są aż tak naiwni, by wierzyć w te same obietnice po raz piąty czy siódmy.
PO stała się partią „obiecanek cacanek”, a Trzaskowski, zamiast odciąć się od tej strategii, w nią uwikłał. Gdy politycy tracą wiarygodność, przestają być traktowani poważnie – nawet jeśli mówią prawdę.
Zaplecze Trzaskowskiego – dlaczego „elity” szkodzą bardziej niż pomagają?
Największym problemem Trzaskowskiego nie był Nawrocki, lecz jego własne zaplecze. Z jednej strony – politycy PO, których trudno polubić: Witold Zębaczyński, Joanna Scheuring-Wielgus, Borys Budka czy Katarzyna Lubnauer. Z drugiej – celebryci i intelektualiści, którzy zamiast przekonywać, wylewali pogardę na „ciemny lud”.
Gdy Magdalena Środa, Agnieszka Holland czy profesorowie z „Krytyki Politycznej” mówili o wyższości „oświeconych” nad „zacofanymi”, nie pomagali Trzaskowskiemu – tylko go rujnowali. Wystarczyło porównać reakcje na korale Joanny Senyszyn (która stała się mimowolną ikoną kampanii Trzaskowskiego) z tym, jak odbierano kolejne wystąpienia „elit”.
Media publiczne i mainstream – dlaczego propaganda działa na odwrót?
W 2020 roku Trzaskowski skarżył się, że przegrał z Andrzejem Dudą, bo ten miał wsparcie mediów publicznych. W 2024 roku sam miał za sobą nie tylko TVP, ale i większość mainstreamowych redakcji – a i tak przegrał.
Dlaczego? Bo Polacy nie dają się już tak łatwo zmanipulować. Gdy TVP, „Wyborcza” czy Onet próbowały zohydzać Nawrockiego, efekt był odwrotny – ludzie zaczęli empatyzować z atakowanym kandydatem. Media, zamiast relacjonować, weszły w rolę agitatorów, a to budziło obrzydzenie.
Czy PO ma jeszcze przyszłość?
Platforma Obywatelska od lat nie ma pomysłu na siebie. Zamiast działać, gra na czas – najpierw tłumaczyła, że nie składa projektów ustaw, bo Duda je zawetuje, a teraz pewnie będzie mówić, że Nawrocki zrobi to samo. Tymczasem elektorat chce konkretów, a nie wiecznego czekania.
Rząd Donalda Tuska też nie daje powodów do optymizmu – od ministra Bodnara, który miał być gwarantem praworządności, po Macieja Laska, który najpierw zwalczał CPK, a teraz go buduje. To nie jest poważna polityka, tylko karykatura.
Dlaczego Trzaskowski nie został prezydentem?
Klęska Trzaskowskiego to efekt wielu czynników: braku spójnego przekazu, utraty wiarygodności, toksycznego zaplecza i przegranej walki o zwykłych wyborców. Platforma Obywatelska przestała być partią programów, a stała się partią pozorów – i to ją kosztowało prezydenturę.
Najbardziej ironiczne jest to, że Karol Nawrocki wygrał nie dlatego, że był genialnym kandydatem, ale dlatego, że Platforma sama oddała mu pałac. I to jest najsmutniejsza lekcja tych wyborów.
Komentarze (0)