Ministerstwo Finansów szykuje nową falę podwyżek podatków — tym razem padło na słodzone napoje. Od 2026 roku ceny coli, energetyków i innych napojów gazowanych pójdą w górę nawet o złotówkę za puszkę. Wszystko pod pretekstem troski o zdrowie publiczne. W rzeczywistości to kolejny sposób rządu na wyciągnięcie pieniędzy z kieszeni Polaków.
„Zdrowie” za nasz koszt
Oficjalnie podwyżka ma zmusić producentów do ograniczenia cukru i wspierać walkę z otyłością. W praktyce oznacza:
- Opłata stała wzrośnie z 0,50 zł do 0,70 zł za litr,
- Opłata zmienna za każdy gram cukru powyżej 5 g/100 ml podwoi się z 0,05 zł do 0,10 zł,
- Dodatki za kofeinę i taurynę w energetykach wzrosną dziesięciokrotnie.
Energetyki zdrożeją więc o ponad złotówkę na sztuce, a puszka coli — o kilkadziesiąt groszy. Dla zwykłych rodzin i osób pracujących to realny cios w budżet.
Podatek, który więcej zabiera niż daje
Rząd przekonuje, że to inwestycja w zdrowie. Tylko że w Polsce skuteczność podatku cukrowego była do tej pory ograniczona — producenci i tak sprzedają swoje napoje, a konsumenci często przerzucają się na produkty mniej opodatkowane, zamiast ograniczać cukier. Tymczasem budżet państwa zarobi — i to właśnie ma być głównym celem podwyżki.
Przedsiębiorcy alarmują: drastyczne podwyżki mogą doprowadzić do spadku sprzedaży, zwolnień, a nawet likwidacji części produkcji. Polskie firmy poniosą koszty, a rząd zyska kolejne źródło dochodu, które zaboli przeciętnego obywatela.
Kolejny cios w wolność konsumencką
Umiarkowanie prawicowy obserwator nie będzie miał wątpliwości: to klasyczny przykład nadmiernej ingerencji państwa w wolność obywatela. Rząd decyduje, co i za ile możemy kupować, zamiast zostawić Polakom swobodę wyboru. Pod pozorem zdrowia publicznego wprowadza się regulacje, które uderzają w portfele i codzienne decyzje zwykłych ludzi.
Jeśli projekt przejdzie bez zmian, od 1 stycznia 2026 roku każda puszka coli czy energetyka będzie droższa. Czy naprawdę warto płacić więcej, by rząd „dbał o zdrowie”? Wątpliwe.
Komentarze (0)