W polityce słowa mają znaczenie – przynajmniej w teorii. W praktyce, jak pokazuje ostatnia afera wokół posła Platformy Obywatelskiej Przemysława Witka, liczy się przede wszystkim skuteczność, a nie prawda. Jego trzy słowa – „Cóż szkodzi obiecać?” – stały się symbolem cynizmu, który towarzyszy kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego i nie tylko.
Polityczna szczerość, która boli
Witek, poseł PO z Częstochowy, wszedł do historii nie dzięki reformom czy spektakularnym wystąpieniom, ale przez jeden moment, w którym zdradził prawdę o mechanizmach polityki. Odpowiadając na pytanie, czy Rafał Trzaskowski może obiecać obniżkę podatków na „dywaniku” u Sławomira Mencela, stwierdził: „Cóż szkodzi obiecać?”.To zdanie, wypowiedziane z lekkim przymrużeniem oka, idealnie oddaje podejście części klasy politycznej do wyborców. Obietnice są tylko narzędziem, a nie zobowiązaniem. Podobnie jak Radosław Sikorski, który w podsłuchanej rozmowie w restauracji Sowa i Przyjaciele mówił, że „obietnice wyborcze wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”, Witek przypomniał Polakom, że polityka to gra, w której naiwność się nie opłaca.
Trzaskowski i sztuka zgadzania się ze wszystkimi
Słowa Witka stały się szczególnie niewygodne dla sztabu Trzaskowskiego, ponieważ idealnie pasują do ostatnich ruchów kandydata na prezydenta. W ciągu zaledwie 24 godzin Trzaskowski ogłosił, że zgadza się z większością postulatów Magdaleny Biejat (Lewica), Adriana Zandberga (Razem) i Sławomira Mentzen (Konfederacja).
- Lewica chce wyższych podatków dla najbogatszych? Trzaskowski się zgadza.
- Zandberg postuluje radykalne reformy socjalne? Trzaskowski też jest „za”.
- Mentzen domaga się obniżki podatków? Czemu nie – Trzaskowski i z nim się zgodzi.
Taka strategia przypomina słynne powiedzenie Bronisława Komorowskiego z 2015 roku: „Weź kredyt, zmień pracę”. Wtedy wyborcy uznali to za oderwanie od rzeczywistości. Dziś Trzaskowski idzie o krok dalej – „Cóż szkodzi obiecać?” – i liczy, że wyborcy nie zauważą sprzeczności.
Czy wyborcy to kupią?
Sztab Trzaskowskiego zdaje się wierzyć, że „ciemny lud wszystko kupi”. Ale czy na pewno? Polacy już raz pokazali, że potrafią rozliczyć polityków z pustych obietnic (vide: PiS i „500+ na każde dziecko”). Teraz Platforma ryzykuje, że słowa Witka przykleją się do całej kampanii opozycji, przypominając, że polityczne deklaracje często są tylko pustymi frazesami.
Polityka bez zobowiązań
Przemysław Witek, do niedawna nikomu nieznany poseł, stał się przypadkowym bohaterem tej kampanii. Jego „Cóż szkodzi obiecać?” to idealne podsumowanie tego, jak wielu polityków traktuje wyborców. Obiecują wszystko, byle tylko zdobyć władzę – a potem tłumaczą, że „okoliczności się zmieniły”. Pytanie tylko, czy tym razem Polacy dadzą się nabrać. A jeśli tak – to czy ktokolwiek jeszcze będzie wierzył w jakiekolwiek obietnice przedwyborcze? Bo jeśli „cóż szkodzi obiecać?”, to właściwie… co jeszcze można obiecać?

Komentarze (0)