Już w nocy z 25 na 26 października 2025 roku znów cofniemy zegarki z godziny 3:00 na 2:00. Oznacza to, że pośpimy o godzinę dłużej, ale też – jak co roku – znacznie szybciej zapadnie zmrok. W praktyce, dzień stanie się krótszy, a popołudniowe światło zniknie szybciej, co wielu Polaków odczuwa wyjątkowo dotkliwie.
Choć w tej samej chwili tysiące osób będą cieszyć się dodatkową godziną snu, coraz więcej głosów mówi wprost: pora skończyć z tą sztuczną grą z czasem.
Skąd wzięła się zmiana czasu i dlaczego wciąż jej nie zlikwidowano?
Zmiana czasu to pomysł z ubiegłego wieku – wprowadzony po to, by lepiej wykorzystywać światło dzienne i rzekomo oszczędzać energię. Dziś jednak, w dobie nowoczesnych technologii i energooszczędnego oświetlenia, argument o „oszczędności prądu” jest coraz mniej przekonujący. Mimo to, Unia Europejska od lat nie potrafi dojść do porozumienia w sprawie zniesienia tej praktyki. Choć już w 2018 roku aż 84% Europejczyków opowiedziało się za odejściem od zmian czasu, decyzja utknęła w unijnych korytarzach. Efekt? Przynajmniej do końca 2026 roku wciąż będziemy co pół roku przestawiać zegarki.
Polska może zrobić to sama
W Polsce również toczy się dyskusja o zakończeniu tej biurokratycznej tradycji. W kwietniu 2025 roku posłowie Trzeciej Drogi (PSL) złożyli projekt ustawy, który zakładałby wprowadzenie czasu letniego (UTC+2) przez cały rok. Oznaczałoby to dłuższe, jaśniejsze popołudnia i koniec jesiennej depresji, spowodowanej tym, że słońce zachodzi już po 16:00. Autorzy projektu podkreślają, że dwukrotna zmiana czasu to anachronizm, który rozregulowuje nasz zegar biologiczny i negatywnie wpływa na zdrowie. Mimo że projekt trafił do konsultacji, wciąż czeka na opinię sejmowej Komisji Ustawodawczej.
Jak zmiana czasu wpływa na nasze zdrowie
Lekarze i psycholodzy od dawna alarmują, że każda zmiana czasu to dla organizmu miniaturowy jet lag. Potrzeba kilku dni, by się przestawić – a u osób starszych czy przewlekle chorych ten proces trwa znacznie dłużej. Zmiana rytmu snu, zaburzenia koncentracji, senność, rozdrażnienie – to tylko część skutków, które obserwuje się po przestawieniu zegarków. Co więcej, badania Głównego Urzędu Miar pokazują, że w tygodniu po zmianie czasu rośnie liczba wypadków drogowych, a także spada efektywność w pracy.
Dłuższe poranki kontra krótsze popołudnia
Przejście na czas zimowy oznacza, że o poranku wstajemy przy jaśniejszym niebie, ale już po południu szybko zapada zmrok. W praktyce oznacza to krótsze popołudnia z naturalnym światłem, co wielu osobom odbiera chęć do aktywności fizycznej czy spotkań po pracy. Zwolennicy całorocznego czasu letniego przekonują, że dłuższe popołudnia sprzyjają ruchowi, lepszemu samopoczuciu i mniejszemu zużyciu energii w godzinach szczytu. Wystarczy spojrzeć na grafikę przygotowaną przez Główny Urząd Miar – czas letni przez cały rok daje więcej światła po południu, bez konieczności przesuwania wskazówek dwa razy w roku.
A co z pracującymi w nocy?
Nie można też zapomnieć o tych, którzy podczas zmiany czasu są w pracy. Osoby zatrudnione na nocnych zmianach w noc z 25 na 26 października przepracują o godzinę dłużej – i zgodnie z Kodeksem pracy należy im się za to dodatek lub czas wolny. Choć to teoretycznie korzyść dla pracowników, w praktyce pokazuje absurd tej sytuacji. Jedna godzina różnicy komplikuje rozliczenia, harmonogramy i systemy rejestracji czasu pracy. Kolejny przykład na to, że cały system zmian czasu to zbędne zamieszanie.
Czy w końcu doczekamy się końca zmian czasu?
Z każdym rokiem coraz więcej osób ma dość cofania i przestawiania zegarków. Zmiana czasu nie tylko nie przynosi już wymiernych korzyści, ale realnie szkodzi zdrowiu, gospodarce i codziennemu rytmowi życia. Choć Komisja Europejska zapowiada kolejne badania i analizy, wielu Polaków ma nadzieję, że tym razem politycy rzeczywiście zrobią to, co od dawna obiecują – zatrzymają zegar na stałe. Czy październikowa zmiana będzie tą ostatnią? Niestety – wszystko wskazuje na to, że jeszcze nie. Ale coraz więcej wskazuje na to, że następna może być już naprawdę ostatnia.
Komentarze (0)