Coraz więcej mieszkańców Berlina otwarcie mówi o narastającym poczuciu zagrożenia. Głos zabrała redaktorka gazety B.Z., Mariella Mandurino, która w emocjonalnym felietonie przyznaje, że boi się poruszać po swoim własnym mieście. „Od dawna boję się, gdy wieczorem idę przez Berlin. Czy to ataki nożowników, napaści, gwałty czy inne przestępstwa – muszę być cały czas czujna” – pisze dziennikarka.
Jej słowa poruszają, ale niestety nie zaskakują: obraz współczesnego Berlina przypomina chaos, nie wielokulturową idyllę.
Mandurino opisuje, że przestała korzystać z metra po zmroku, a nawet za dnia woli unikać transportu publicznego. Jej codzienność to ostrożność, napięcie i ciągły strach.
Nie zakładam już słuchawek, bo co, jeśli nie usłyszę, że ktoś za mną idzie albo szykuje się do ataku?
– pyta dramatycznie. Sytuacja pogorszyła się po ostatnim krwawym ataku nożownika na stacji metra Sophie-Charlotte-Platz, który miał miejsce… w biały dzień.
Na taki Berlin pracowały dekady polityki migracyjnej opartej na naiwności i utopijnych ideach. Gdy niemieccy politycy głównego nurtu mówili o „różnorodności”, ludzie tacy jak Mariella Mandurino przestali się czuć bezpiecznie we własnym mieście. Dziś Berlin to miejsce, gdzie kobieta boi się wsiąść do pociągu, a matki tęsknią za spokojem sprzed lat.
Moja mama zawsze powtarza, że kiedyś było lepiej. Teraz sama marzę o tej przeszłości. Marzę o bezpieczeństwie
– przyznaje autorka.
To nie tylko niemiecki problem. Europejskie metropolie stają się przestrzenią lęku – szczególnie dla kobiet. Czy to się kiedyś zmieni? Tylko jeśli obudzą się ci, którzy dotąd nie chcieli widzieć tego, co dzieje się tuż obok.
źródło: https://www.bz-berlin.de/meinung/angst-in-die-u-bahn-zu-steigen
Komentarze (0)