podwyżka opłat sądowych
30.07.2025

1000 zł za dochodzenie sprawiedliwości. Czy podwyżki w sądach to cios w obywateli, czy walka z pieniactwem?

Rafał Dobrzyński
Rafał Dobrzyński
Polityka
Udostępnij:
facebook twitter
Skomentuj

Od 1 lipca 2025 roku w życie weszły nowe stawki opłat sądowych za wniesienie prywatnego aktu oskarżenia. Dotychczasowa opłata w wysokości 300 zł, niezmienna od 1998 roku, została podniesiona do 1000 zł - co oznacza wzrost o ponad 300%. Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy to rosnącymi kosztami prowadzenia postępowań karnych oraz chęcią ograniczenia nadużyć ze strony obywateli. Tylko czy ta zmiana rzeczywiście uderza w pieniaczy, czy raczej w zwykłych ludzi, którym państwo odmawia pomocy?

Prywatne akty oskarżenia – kiedy i dla kogo?

W polskim systemie prawnym nie każda sprawa trafia do sądu z inicjatywy prokuratora. Przypadki lekkiego uszkodzenia ciała, naruszenia nietykalności cielesnej, zniewagi czy zniesławienia często pozostają poza zainteresowaniem organów ścigania. Ofiary muszą wtedy same złożyć prywatny akt oskarżenia i – od lipca – zapłacić za to aż 1000 zł.

To nie tylko bariera finansowa, ale także symboliczny znak: jeśli państwo nie widzi interesu w ściganiu sprawców przestępstw wobec „zwykłych obywateli”, to ci obywatele muszą sami sfinansować swoją walkę o sprawiedliwość.

Prokurator nie widzi płać sam

Wyobraźmy sobie prostą sytuację: ktoś został pobity, ma złamaną szczękę, ale prokurator nie podejmuje sprawy. Poszkodowany, jeśli chce walczyć o swoje prawa, musi sam wystąpić do sądu – i zapłacić. W nowej rzeczywistości już nie 300, a 1000 zł. Państwo w takich przypadkach rozkłada ręce, ale za to stawia kasjera przy drzwiach sądu.

Z jednej strony mówi się, że podwyżka ma „odciążyć” sądy z powodu nadmiaru nieuzasadnionych pozwów. Z drugiej – ignoruje się realny problem: prokuratura coraz częściej nie interesuje się sprawami osób, które nie mają statusu VIP-ów. Zwykły obywatel staje się klientem wymiaru sprawiedliwości. Dosłownie.

Pieniactwo jako wymówka?

Resort sprawiedliwości twierdzi, że wzrost opłaty ma ograniczyć zjawisko pieniactwa – czyli nadmiernego i bezpodstawnego kierowania spraw do sądu. Ale jak duży to naprawdę problem? Nie wiadomo. Nie ma statystyk pokazujących, ile spraw rzeczywiście było bezzasadnych. Pojawia się więc pytanie, czy pieniacze nie są wygodnym alibi dla sięgnięcia głębiej do kieszeni obywateli?

Co gorsza, wiele organizacji społecznych już teraz ostrzega, że nowa stawka może zniechęcić ofiary przemocy do podejmowania jakichkolwiek działań. W sprawach o zniesławienie, napaść, przemoc słowną – gdzie prokuratura często nie wkracza – ludzie zostają sami. I jeśli nie mają 1000 zł, po prostu rezygnują z dochodzenia sprawiedliwości.

Możliwość zwolnienia? Tylko na papierze

Zgodnie z przepisami, sąd może zwolnić oskarżyciela z opłaty sądowej, jeśli ten wykaże, że uiszczenie jej byłoby nadmiernym obciążeniem finansowym. Ale to tylko teoria. Praktyka pokazuje, że procedura uzyskania takiego zwolnienia może być długa, nieprzejrzysta i często zakończona odmową. A przecież wiele osób – mimo trudnej sytuacji – nie chce się publicznie deklarować jako „biedni”, by odzyskać szansę na ochronę własnych praw.

Koszty sądowe rosną – ale czy szybciej działają sądy?

Ministerstwo argumentuje, że podwyżka opłat wynika z rosnących kosztów prowadzenia spraw – z 500 zł w 1998 roku do ponad 4300 zł dzisiaj. Ale czy to oznacza, że sądy działają szybciej? Czy obywatele otrzymują lepszą jakość wymiaru sprawiedliwości? Czy po podwyżce opłat w 2025 roku zauważymy, że sprawy przestają się ciągnąć latami? To dopiero czas pokaże – warto będzie to zweryfikować już w 2026 roku.

Wnioski i pytania bez odpowiedzi

Reforma może mieć uzasadnienie ekonomiczne, ale jej społeczny koszt może być zbyt wysoki. W imię walki z pieniaczyzmem wylewa się dziecko z kąpielą – odbierając wielu ludziom realną możliwość walki o swoje prawa.

  • Ilu obywateli zrezygnuje z dochodzenia sprawiedliwości przez nową opłatę?
  • Ilu sprawców pozostanie bezkarnych, bo ofiary nie miały 1000 zł?
  • Ilu sędziów i prokuratorów naprawdę rozumie sytuację materialną zwykłych ludzi?

Dziś prawo staje się coraz mniej dostępne dla tych, którzy nie mają zasobów. A przecież sprawiedliwość – przynajmniej w teorii – powinna być dla każdego. Nie tylko dla tych, których stać na jej zakup.

Komentarze (0)