Nowa aplikacja o nazwie inTouch zrobi coś, czego ty już nie potrafisz – zadzwoni do twojej babci. Tak, przeczytałeś dobrze. Nie przypomni ci, żebyś to zrobił. Nie ułatwi połączenia. Ona zadzwoni za ciebie, porozmawia, zapyta, jak się czuje, pośle całusa i... wróci do ciebie z raportem. Wszystko to głosem wygenerowanej sztucznej „Mary”.
To już nawet nie jest dystopia. To nasza rzeczywistość. Jesteśmy pokoleniem, które ma czas na scrollowanie TikToka godzinami, ale nie potrafi znaleźć 3 minut na telefon do człowieka, który kiedyś uczył nas wiązać buty.
Twórcy aplikacji mówią, że to innowacja stworzona z potrzeby – że to rozwiązanie dla tych, którzy są daleko, zapracowani, zabiegani. Bzdura. To kolejny etap wygodnego wypierania się odpowiedzialności za relacje. Bo przecież nie chodzi o to, żeby ktoś „coś powiedział” do naszych bliskich. Chodzi o to, że to my powinniśmy mówić. My powinniśmy być obecni. Nie bot, nie aplikacja, nie syntetyczna „Mary”.
Technologia, która miała ułatwiać życie, powoli zaczyna je za nas przeżywać. Zastępuje nas w słuchaniu, w mówieniu, w okazywaniu emocji. A my jeszcze się z tego cieszymy. Piszemy „wow, jaki super pomysł”. Naprawdę?
Nie masz czasu zadzwonić do dziadków? To niech zadzwoni AI. Nie masz czasu pogadać z dzieckiem? To puść mu YouTube Kids. Nie masz czasu na związek? Tinder w trybie autopilota ogarnie ci randkę. Tylko nie zdziw się, jak na własnym pogrzebie też cię nie będzie – przyślą kogoś w twoim imieniu. Może bota. Może nawet tego samego, co gadał z babcią.
Komentarze (0)