Coraz częściej słyszy się, że dziś „moda” jest na autyzm. Że kiedyś każde dziecko było po prostu nieśmiałe, a dziś „od razu spektrum”. Ludzie mówią: „Wszyscy teraz są inni”, „Teraz każde dziecko dostaje diagnozę”. Ale czy naprawdę mamy do czynienia z jakąś społeczną modą? Czy może po prostu lepiej zaczęliśmy rozumieć dzieci i to, jak się rozwijają?
Dlaczego tyle dzieci ma teraz diagnozę?
To nie tak, że dzieci się zmieniły. Zmieniła się nasza wiedza. Dziś rodzice, nauczyciele i lekarze częściej zauważają, że coś może być inaczej niż „standardowo”. Nie zbywa się już dziwnych zachowań słowami „wyrośnie z tego” albo „chłopcy tak mają”. Ludzie przestali się też bać pytać specjalistów o pomoc – coraz więcej rodzin chce wiedzieć, co dzieje się z ich dzieckiem, i szuka odpowiedzi.
Dodatkowo dostęp do psychologów i terapeutów jest znacznie lepszy niż kiedyś. Są nowe narzędzia, które pomagają dokładnie sprawdzić, czy dziecko faktycznie ma autyzm – a jeśli tak, to w jakim zakresie. To wszystko razem sprawia, że diagnoz jest więcej. Ale to nie dlatego, że dzieci „robią się inne”, tylko dlatego, że lepiej je rozumiemy.
Jak wygląda taka diagnoza?
To nie jest tak, że idzie się do gabinetu i po 15 minutach ktoś mówi: „To autyzm”. Diagnozowanie to długi proces. Najczęściej zaczyna się od tego, że rodzice coś zauważają – np. dziecko nie mówi, nie patrzy w oczy, bawi się samo, reaguje nietypowo na dźwięki albo dotyk. Potem trafiają do specjalistów – czasem do kilku różnych. Psycholog, logopeda, neurolog… każdy z nich patrzy na inne rzeczy.
Zbierane są też informacje z przedszkola lub szkoły. Czasem nagrywa się zachowania dziecka w domu. Są specjalne testy, ankiety, wywiady. W końcu przeprowadza się bardzo dokładne badanie (takie jak ADOS-2), które pozwala ocenić, jak dziecko radzi sobie z komunikacją i relacjami. Dopiero wtedy – na podstawie wszystkich tych danych – psychiatra dziecięcy może postawić diagnozę. To wszystko może zająć wiele tygodni, a czasem nawet miesięcy.
Po co w ogóle diagnoza?
Bo lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Dziecko z autyzmem może mieć zupełnie inne potrzeby niż reszta dzieci w grupie. Jeśli wiadomo, co się dzieje, można lepiej dobrać sposób uczenia, pomóc mu rozwinąć mowę, zadbać o jego komfort i bezpieczeństwo. Diagnoza to też ogromna pomoc dla rodziców – wreszcie wiedzą, z czym mają do czynienia i nie muszą się wszystkiego domyślać.
A co najważniejsze – dziecko nie czuje się „złe” albo „głupie”. Po prostu ma swój sposób bycia i potrzebuje trochę innego podejścia.
Autyzm nie jest „wymyślonym problemem”. Dzieci w spektrum były z nami zawsze, tylko wcześniej nie miały nazwy na to, co czują i jak widzą świat. Dziś nie chodzi o to, żeby każde dziecko miało jakąś etykietkę. Chodzi o to, żeby dawać wsparcie tam, gdzie naprawdę jest potrzebne.
Komentarze (0)