Od połowy stycznia przyszłego roku w Polsce rusza wielkie sprawdzanie, kto i w jakim stopniu nadaje się do służby wojskowej. To nie ćwiczenia, tylko obowiązek – między 16 stycznia a 30 kwietnia 2026 roku przed powiatowymi komisjami lekarskimi stanie aż 235 tysięcy osób.
Największą grupą będą oczywiście najmłodsi – chłopaki urodzeni w 2007 roku, czyli rocznik, który właśnie wchodzi w dorosłość. Ale to nie wszystko. Do komisji wezwani zostaną też starsi, którzy nigdy nie mieli ustalonej kategorii wojskowej, osoby wcześniej uznane za czasowo niezdolne, a także kobiety z wykształceniem przydatnym w armii – głównie medycznym, informatycznym czy logistycznym. Do tego dochodzą ochotnicy, którzy sami zgłoszą chęć stawienia się przed komisją.
To NIE JEST wcielenie do wojska
Cała procedura nie oznacza automatycznego wcielania do wojska. To raczej porządkowanie ewidencji – każdy dostanie kategorię zdrowia, a tym samym państwo będzie wiedziało, na kogo może liczyć i w jakim zakresie. W praktyce oznacza to badania, formalności i wpisanie do rejestru. Dla wielu młodych to pierwsze zetknięcie z wojskiem i państwowym obowiązkiem, dla starszych – często zwykłe uzupełnienie dokumentacji.
Nie da się jednak ukryć, że skala tegorocznej akcji robi wrażenie. MON planuje objąć nią setki tysięcy ludzi, a w całym kraju działać będzie prawie 400 powiatowych komisji. Organizacyjnie to ogromne przedsięwzięcie – wymaga terminowości, dobrej komunikacji i sprawnego zaplecza medycznego. Jedno jest pewne: państwo chce mieć jasny obraz rezerw osobowych, bo czasy mamy takie, że bezpieczeństwo nie może być odkładane na później.
Wezwą też kobiety
Warto też zauważyć, że wezwania dla kobiet z konkretnymi kompetencjami to sygnał, że armia nie opiera się tylko na sile fizycznej. Liczą się lekarze, pielęgniarki, informatycy i specjaliści od logistyki. To rozsądny krok – nowoczesna armia to nie tylko karabiny, ale także medycyna, technologia i szybkie zarządzanie.
Co to oznacza dla zwykłego obywatela? Jeżeli dostaniesz wezwanie, lepiej się stawić. Trzeba zabrać dowód osobisty i dokumenty medyczne, jeśli ktoś się leczy przewlekle. Brak obecności bez usprawiedliwienia może skończyć się problemami, a i tak nie zwolni z obowiązku.
Można na to patrzeć różnie. Jedni powiedzą: biurokracja i strata czasu. Inni – że to konieczność, bo państwo, które nie wie, ilu ma zdolnych do obrony obywateli, wystawia się na niepotrzebne ryzyko. Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.

Komentarze (0)