Czteromiesięczny Oskar zmarł kilka dni po tym, jak został odebrany matce przez policję w Warszawie. Kobieta trafiła na cztery miesiące do więzienia za niezapłacone mandaty. Razem z chłopcem zabrano też jego trzyletnią siostrę, Lenę. Dziećmi miała zająć się rodzina zastępcza. Po śmierci chłopca sprawą zajmuje się prokuratura.
Rodzina matki twierdzi, że była gotowa zaopiekować się dziećmi. W domu była prababcia, która od razu powiedziała, że się nimi zajmie. Babcia dzieci miała niedługo wrócić z pracy. Bliscy byli w szoku, że mimo tego policja postanowiła od razu zabrać dzieci, zamiast dać rodzinie szansę.
Policja w swoim komunikacie napisała, że w mieszkaniu była tylko prababcia, która już opiekowała się dwiema dorosłymi, niepełnosprawnymi osobami. Uznano, że nie poradzi sobie także z dwójką małych dzieci. Dlatego przekazano je do rodziny zastępczej. To właśnie tam, kilka dni później, zmarł mały Oskar. Prawdopodobnie się zachłysnął. Prokuratura sprawdza, co dokładnie się stało.
Najbliżsi chłopca są zdruzgotani. Mówią, że można było tego uniknąć, gdyby dzieci zostały z rodziną. – Chcieliśmy im pomóc, ale nikt nas nie słuchał – powiedziała jedna z krewnej w programie „Interwencja”.
Na pogrzeb synka matka została przywieziona w więziennym stroju, z kajdankami na rękach i nogach. Nie mogła nawet przetrzeć łez. Bliscy mówią, że to był potworny widok. – Zabrali jej dzieci, a potem jeszcze odebrali godność – komentowali poruszeni uczestnicy pogrzebu.
Komentarze (0)