Marvel Cinematic Universe od lat dominuje na rynku filmowym, dostarczając kolejne widowiska superbohaterskie, które przyciągają tłumy widzów do kin. Jednak w ostatnim czasie nawet najwięksi fani zaczynają odczuwać zmęczenie formułą, która zdaje się popadać w schematyczność i artystyczną stagnację. „Kapitan Ameryka: Nowy Wspaniały Świat” miał być kolejną wielką odsłoną tej serii, ale zamiast nowego, ekscytującego rozdziału, widzowie dostali film, który równie dobrze mógłby nigdy nie powstać.
Zmęczenie Marvelem – ile razy można powtarzać to samo?
Tworzenie recenzji kolejnych filmów Marvela staje się dla wielu krytyków coraz trudniejszym zadaniem. Powtarzające się błędy, nijakość i brak innowacji sprawiają, że każda nowa produkcja budzi coraz mniejsze emocje. Przed seansem „Nowego Wspaniałego Świata” można było przeczytać lawinę skrajnie negatywnych opinii: o fatalnym montażu, złych efektach CGI, beznadziejnych scenach akcji i kiepskim aktorstwie. Tymczasem, paradoksalnie, film nie jest aż tak technicznie zły – ale jednocześnie nie oferuje nic, co byłoby warte obejrzenia.
Nie chodzi nawet o to, że film jest katastrofą realizacyjną. Nie można zarzucić mu ekstremalnie złego montażu czy nieoglądalnych scen walki – wręcz przeciwnie, pod względem technicznym jest co najwyżej poprawny. Problemem jest jednak całkowity brak emocji, pomysłu i znaczenia. To produkcja, która nie wprowadza nic nowego do uniwersum, nie rozwija bohaterów, nie angażuje widza i nie pozostawia po sobie żadnego śladu.
Kino szpiegowskie bez napięcia
Twórcy próbowali nadać filmowi ton thrillera szpiegowskiego, w którym akcja nie opiera się wyłącznie na spektakularnych starciach, lecz także na intrygach politycznych i relacjach między postaciami. Brzmi interesująco, prawda? W teorii – tak. W praktyce – absolutnie nie. Marvel od lat posługuje się tym samym, wypranym ze świeżości schematem narracyjnym, który dusi wszelką kreatywność i nie pozwala na wyjście poza ramy przewidywalnej fabuły.
Przez trzy czwarte filmu nic się nie dzieje. Bohaterowie poruszają się między lokacjami, rozmawiają, snują polityczne rozważania, ale ani przez chwilę widz nie czuje napięcia czy zagrożenia. Brakuje atmosfery, którą cechują się dobrze zrealizowane thrillery – wszystko jest płaskie, sztuczne, nieangażujące. Widz nie odczuwa żadnej presji sytuacyjnej, nie ma poczucia, że bohaterowie walczą o coś ważnego. Konflikt, który ma być motorem napędowym fabuły, jest tak bezbarwny, że można by go wyciąć i film nie straciłby niczego istotnego.
Kulminacja? Efektowna, ale sztuczna
Ostatnia część filmu to oczywiście wielkie starcie. W porównaniu do poprzednich części MCU, ta finałowa walka nie różni się absolutnie niczym – to ten sam zestaw efektownych, ale pozbawionych emocji sekwencji, które widzieliśmy już setki razy. I choć wcześniejsze fragmenty filmu były kręcone w rzeczywistych lokacjach, finał wrzuca nas z powrotem w świat CGI, gdzie aktorzy wyraźnie odgrywają swoje role w studiu otoczonym zielonymi ekranami.
O ile efekty komputerowe w tym filmie nie są tak złe, jak w niektórych poprzednich produkcjach Marvela, to finałowa walka razi plastikowością i brakiem realności. To kolejny przykład tego, jak bardzo studio uzależniło się od komputerowej magii, rezygnując z bardziej praktycznych rozwiązań.
Marvel w pułapce własnego sukcesu
Jednym z najbardziej frustrujących aspektów współczesnych filmów Marvela jest to, że potencjalnie zdolni twórcy filmowi omijają ten brand szerokim łukiem. Studio zyskało reputację miejsca, gdzie nie ma miejsca na autorską wizję, ponieważ wszystko jest ściśle kontrolowane przez szefów Marvel Studios. Reżyserzy, operatorzy czy montażyści, którzy mieliby jakikolwiek pomysł na unowocześnienie tej formuły, szybko orientują się, że ich kreatywność zostanie ograniczona, więc wolą pracować nad innymi projektami.
Nawet gdyby Christopher Nolan dostał propozycję reżyserii filmu Marvela, nie ma pewności, że byłby w stanie przekształcić ten skostniały system w coś świeżego. Tak długo, jak studio będzie działało według tych samych, sztywnych reguł, kolejne filmy będą wyglądać identycznie – i z każdą nową premierą ich wartość będzie malała.
Czy Marvel kiedykolwiek się odbije?
Marvel Cinematic Universe osiągnęło punkt krytyczny. Coraz więcej fanów zaczyna dostrzegać, że filmy te nie dostarczają już żadnych emocji, nie rozwijają narracji i nie wnoszą niczego nowego. Widzowie są zmęczeni powtarzalnymi historiami, a recenzenci – powtarzaniem tych samych zarzutów w kółko.
Problem polega na tym, że wielu fanów – i niektórzy krytycy – wciąż mają nadzieję. Nadzieję, że studio w końcu wyciągnie wnioski, że trafi się film, który przełamie tę stagnację i przypomni nam, dlaczego kiedyś ekscytowaliśmy się superbohaterami na dużym ekranie. Może to kwestia czasu, może w końcu ktoś strzeli tego upragnionego gola. Ale jeśli Marvel dalej będzie szedł tą samą drogą, bez chęci na jakiekolwiek zmiany, to za kilka lat może się okazać, że nikt już na te filmy po prostu nie czeka.
Jedno jest pewne: „Kapitan Ameryka: Nowy Wspaniały Świat” na pewno nie jest tym przełomowym momentem.
Komentarze (0)