Poznańska policja pochwaliła się w mediach społecznościowych kolejnym „spektakularnym” sukcesem. Tym razem chodzi o zatrzymanie kierowcy BMW E36 – auta legendarnego wśród fanów driftu i budżetowego tuningu. Jak informują mundurowi, pojazd poruszał się bez ważnych badań technicznych, z pękniętą szybą czołową i lampą, w której zbierała się woda.
Do zatrzymania doszło na skrzyżowaniu ulic Dolna Wilda i Hetmańska, a 21-letni kierowca został ukarany mandatem i zakazem dalszej jazdy.
Z pozoru to rutynowa interwencja – samochód niesprawny technicznie nie powinien znajdować się na drodze. Jednak sposób, w jaki policja nagłośniła sprawę, budzi pewien dystans. Komunikat utrzymany w tonie poważnego ostrzeżenia, zdjęcia „z miejsca zdarzenia” i stanowczy apel o dbanie o stan techniczny pojazdów sprawiają wrażenie, jakby mundurowi rozbili co najmniej nielegalne wyścigi na wzór „Szybkich i Wściekłych”.
Tymczasem w komentarzach pod postem zawrzało.
Stylowy gruz, gaśnica pod ręką, pakiet driftera. E36 używany zgodnie z zaleceniami producenta
pisze jeden z internautów. Inni dorzucają:
No czyli gruz, a dzbany się tym podniecają xd
Wyraźnie widać, że wielu użytkowników uznało policyjną publikację za przesadzoną i nieadekwatną do skali wykroczenia. Z drugiej strony pojawiają się również głosy rozsądku, przypominające, że nawet drift-projekt musi trzymać się podstawowych zasad bezpieczeństwa:
Szyba, lampy, rzeczy które są oczywiste trzeba zrobić i ma to się trzymać kupy, a nie taka patologia na drodze i to bez przeglądu
Cała sytuacja świetnie pokazuje rozdźwięk między tym, jak policyjne działania odbierane są przez część społeczeństwa, a jak postrzegają je sami funkcjonariusze. Owszem, samochód nie spełniał norm technicznych – to fakt. Ale czy rzeczywiście potrzebna była cała oprawa medialna, sugerująca, że złapano groźnego przestępcę drogowego? Granica między bezpieczeństwem a pokazówką bywa cienka
Komentarze (0)