W ostatnich tygodniach kampanii wyborczej Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji, wydawał się groźnym konkurentem dla duopolu PiS-PO. Jego notowania szybko rosły, a sondaże wskazywały, że może nawet wyprzedzić Karola Nawrockiego i znaleźć się w drugiej turze z Rafałem Trzaskowskim. Jednak na około dwa tygodnie przed wyborami dynamika kampanii Mentzena osłabła. Co się stało?
Mentzen jak burza – ale dokąd dotarł?
Początkowo kampania Mentzena przypominała polityczne tornado. Młody, charyzmatyczny lider Konfederacji przyciągał zwłaszcza młodych wyborców, którzy widzieli w nim alternatywę dla skostniałego układu rządzącego. W sondażach zbliżał się do Nawrockiego, a niektóre badania nawet sugerowały, że go wyprzedza. Gdyby wszedł do drugiej tury z Trzaskowskim, mógłby poważnie zachwiać pozycją Platformy Obywatelskiej.
Jednak w ostatnich tygodniach trend się odwrócił. Nawrocki zaczął odzyskiwać przewagę, a poparcie dla Mentzena spadło. Dlaczego?
Czy winne są debaty?
W trakcie kampanii odbyły się trzy kluczowe debaty. W pierwszej, w Końskich, Mentzen nie wziął udziału, co mogło osłabić jego wizerunek jako poważnego kandydata. W drugiej, zorganizowanej przez „Republikę”, wypadł słabo – jego powtarzane jak mantra hasło, że „tylko on może pokonać Trzaskowskiego”, spotkało się z krytyką i ironią. Dopiero trzecia debata, w „Super Expressie”, przyniosła mu uznanie komentatorów.
Czy jednak debaty były głównym powodem spadku notowań? Raczej nie. Problem Mentzena leży głębiej.
Prawica laicka czy katolicka? Rozczarowanie młodych
Kluczowym momentem kampanii okazał się moment, gdy wyborcy poznali prawdziwe poglądy Mentzena. Choć Konfederacja przez wielu postrzegana była jako formacja wolnościowa i gospodarczo liberalna, jej lider w trakcie kampanii mocno akcentował konserwatyzm światopoglądowy. W wywiadach mówił m.in. o sprzeciwie wobec aborcji (nawet w przypadku gwałtu), konieczności wprowadzenia płatnych studiów czy ograniczenia roli państwa w życiu obywateli – ale tylko w sferze gospodarczej, nie obyczajowej.
To rozczarowało część wyborców, zwłaszcza młodych, którzy szukali prawicy laickiej – takiej, jaką reprezentują zachodnie partie alt-prawicowe (np. francuskie Zjednoczenie Narodowe czy niemiecka AfD). Tam nacjonalizm i eurosceptycyzm nie idą w parze z katolickim konserwatyzmem. Tymczasem Konfederacja okazała się bliższa tradycyjnemu PiS-owi niż libertariańskim ideałom.
Mentzen stracił poparcie, bo młodzi wyborcy, którzy cenią wolność osobistą, nie chcą powrotu do tradycyjnego modelu państwa wyznaniowego. Dla pokolenia wychowanego w kulturze Netflixa i social mediów hasła o „obronie życia od poczęcia” czy ograniczaniu praw reprodukcyjnych brzmią archaicznie.
Czy duopol PiS-PO przetrwa?
Wydaje się, że tak. Choć Sławomir Mentzen przez chwilę wyglądał na polityka, który może zachwiać dotychczasowym układem sił, ostatecznie jego kampania utknęła w martwym punkcie. Wyborcy, którzy szukali świeżego głosu w polityce, zderzyli się z rzeczywistością – Konfederacja, pomimo wolnościowej retoryki, w kwestiach światopoglądowych okazała się bliższa tradycyjnej prawicy niż zachodnim ruchom alt-prawicowym.
Kluczowym pytaniem jest, czy Konfederacja wyciągnie wnioski z tej kampanii. Jeśli chce pozyskać trwałe poparcie młodych wyborców, musi zdecydować, czy chce być formacją wolnościową w pełnym tego słowa znaczeniu, czy pozostanie konserwatywno-narodowym skrzydłem polskiej prawicy.
Tymczasem duopol PiS-PO może odetchnąć z ulgą. Wybory prezydenckie nie staną się początkiem jego końca – przynajmniej nie tym razem. A dla tych, którzy marzyli o politycznym trzęsieniu ziemi, pozostaje czekać na kolejną szansę.
Komentarze (0)