Włókno węglowe, jeden z najważniejszych materiałów w produkcji supersamochodów, nie trafi jednak na czarną listę Unii Europejskiej. Po miesiącach spekulacji i niepokoju w branży motoryzacyjnej, europejscy decydenci zrezygnowali z pomysłu wprowadzenia zakazu jego stosowania. To dobra wiadomość dla drogich marek, dla których karbon to nie luksus, a konieczność.
Jeszcze niedawno mówiło się, że włókno węglowe może podzielić los substancji uznawanych za niebezpieczne, jak ołów czy rtęć. Główne zarzuty dotyczyły trudności z recyklingiem oraz zagrożeń dla zdrowia pracowników obcujących z mikrowłóknami podczas obróbki materiału. Jednak w przeciwieństwie do metali ciężkich, karbon nie wykazuje toksyczności – problemem są głównie procedury, a nie sam surowiec.
Z punktu widzenia producentów aut sportowych, zakaz karbonu byłby ciosem prosto w serce. Materiał ten to podstawa lekkich i wytrzymałych konstrukcji, które umożliwiają uzyskiwanie nie tylko zawrotnych osiągów, ale też lepszej efektywności energetycznej – szczególnie w przypadku elektryków. Trudno wyobrazić sobie nowoczesny hipersamochód bez karbonowego monokoku, spojlerów czy felg.
Zamiast radykalnego zakazu, Unia Europejska ma teraz postawić na bardziej wyważone rozwiązania: nowe standardy bezpieczeństwa pracy, technologie ograniczające emisję pyłu oraz rozwój metod recyklingu. To sygnał, że Bruksela nie zamierza sabotować innowacji, ale szuka złotego środka między ekologią a postępem technologicznym.
Dla całej branży to wyczekiwany oddech ulgi – przynajmniej na kilka lat. Choć temat może powrócić przy kolejnych przeglądach unijnych regulacji, na razie Ferrari i spółka mogą spokojnie projektować kolejne karbonowe potwory. A fani motoryzacji? Oni też mogą się cieszyć – europejskie drogi nieprędko pożegnają się z superautami o karbonowych sercach.
Komentarze (0)