W ostatnich dniach Gorzów Wielkopolski stał się miejscem nietypowej sytuacji – zespół artystyczny z Senegalu, zaproszony na międzynarodowy festiwal tańca, został pomylony z nielegalnymi imigrantami. Nagranie, na którym czarnoskórzy mężczyźni przechadzają się po mieście, błyskawicznie obiegło sieć. I natychmiast podchwycili je politycy Prawa i Sprawiedliwości, sugerując, że mamy do czynienia z "napływem niekontrolowanej migracji".
Wpisy – m.in. Jarosława Porwicha i Elżbiety Rafalskiej – szybko zniknęły z mediów społecznościowych. Ale historia nie skończyła się wirtualnie: senegalski zespół będzie teraz występować i zwiedzać miasto… pod policyjną ochroną.

Z pozoru: śmieszna pomyłka.
Dla części opinii publicznej ta sytuacja to typowa „afera z niczego”. Przecież wiadomo, że to byli tancerze. Przecież festiwal. Przecież zaproszeni goście. Ale gdy spojrzymy szerzej, pojawia się inna prawda – nie chodzi tylko o konkretne osoby, ale o klimat, w jakim żyjemy.
Od miesięcy Polska zmaga się z realnym problemem nielegalnej imigracji, zwłaszcza na zachodniej i wschodniej granicy. Tylko w ostatnich tygodniach niemieckie służby kilkukrotnie przyłapano na „cichym zawracaniu” nielegalnych migrantów do Polski. Rząd Donalda Tuska zapowiada działania dyplomatyczne, ale skala zjawiska niepokoi nie tylko polityków – ale i zwykłych obywateli, zwłaszcza w zachodnich województwach.
Strach nie bierze się znikąd
Kiedy ludzie słyszą dzień w dzień o grupach młodych mężczyzn przekraczających granicę, a potem widzą nagranie kilku czarnoskórych mężczyzn na swojej ulicy – nie analizują faktów. Reagują emocjonalnie. I choć reakcja może być błędna, to sam strach nie jest wyssany z palca. To efekt medialnej atmosfery, braku zaufania do państwa i prawdziwych zagrożeń, jakie niesie ze sobą niekontrolowana migracja.
W takim kontekście łatwo zrozumieć, dlaczego politycy PiS zareagowali impulsywnie. Nie chodzi o rasizm czy niechęć wobec kultury afrykańskiej. Chodzi o to, że w dzisiejszej Polsce ludzie naprawdę zaczynają się bać – i ten lęk, raz uruchomiony, trudno zatrzymać.
Miasto się tłumaczy, ale problem zostaje
Władze Gorzowa podkreślają, że zespół z Senegalu to legalni goście, zaproszeni na Międzynarodowy Festiwal Tańca „Folk Harbor”. Rzecznik miasta prosił o rozwagę i przypomniał, że Gorzów chce być miastem otwartym, tolerancyjnym. I słusznie. Ale dziś już nie chodzi tylko o ten jeden festiwal. Problem jest głębszy.
Bo oto dochodzimy do paradoksu: nawet jeśli politycy PiS się pomylili, to ich reakcja pokazała, w jakim stanie psychicznym jest polskie społeczeństwo. Ludzie nie wiedzą już, czy gość z zagranicy to artysta, czy nielegalny migrant. I to nie ich wina – to efekt zaniedbań, niejasnych komunikatów i politycznej poprawności, która każe zamykać oczy na problem, który przecież istnieje naprawdę.

Trzeba umieć rozróżniać
Czy to znaczy, że powinniśmy przestać zapraszać zespoły z Afryki? Oczywiście, że nie. Ale to znaczy, że musimy lepiej komunikować takie wydarzenia, uprzedzać mieszkańców, dawać jasne informacje, żeby nie zostawiać pola domysłom. Bo jeśli ludzie nie wiedzą – dopowiadają sobie sami. A wtedy łatwo o panikę, agresję i nieporozumienia.
Komentarze (0)