Polskie morze potrafi zaskakiwać nie tylko cenami pobytu czy atrakcji. Ból głowy może zafundować nam również paragon za obiad czy przekąskę. Czy zastanawialiście się jednak o tym, czy to co wypisane w menu, jest tym co rzeczywiście jemy? Jak się okazuje, przedsiębiorcy wymyślają co rusz nowe sposoby aby zaoszczędzić na produktach, tym samym zwiększając swój zysk. Przeszukując internet udało się nam dotrzeć do ciekawej dyskusji internautów w serwisie Wykop.
W tym roku turyści są bardziej oszczędni
Wysoka inflacja, wojna na Ukrainie czy też nadal odczuwalne dla wielu środowisk skutki lockdownu to główne powody, przez które branża turystyczna oraz gastronomiczna w tym roku cierpi. Z wielu miejsc nadciągają informacje o słabych utargach czy też bardziej oszczędnych niż w latach ubiegłych konsumentach. Wszystko to skłania prowadzących biznesy do szukania sposobów pozwalających “wyjść na swoje”.
Mój kolega od kilku dobrych lat prowadzi 3 pizzerie i inne szybkie dania nad morzem, otwarte tylko w sezonie. W tym roku turyści trochę mocniej trzymają się za portfele, więc jest ich faktycznie wszędzie mniej w restauracjach – mówi jeden z użytkowników Wykopu
Jak właściciele restauracji radzą sobie z gorszymi utargami?
Zwykło się mawiać, że kreatywność ludzka nie zna granic, podobnie można powiedzieć o polakach prowadzących biznesy, jednak powyższe stwierdzenie jest na nich nieco słabe…
Oto na jaki pomysł wpadł wyszczególniony w poprzednim akapicie właściciel pizzerii:
Znajomy stratny oczywiście być nie może i nie ma tu o tym w ogóle mowy. Wpadł na pomysł i wymieszał oliwę z najtańszym olejem do smażenia i podaje to normalnie jako oliwę zmieszane w proporcji 50/50. Najlepsze jest to, że do tej pory nie miał żadnych uwag/skarg a ludzie to wcinają jak głupi. Zresztą jak sam mawia barany nad morzem kupią wszystko a mają zjeść i wypadać bo i tak mi na nich nie zależy.
Czy taka praktyka jest mocno opłacalna? Tego nie wiemy, jednak jeśli ktoś dzieli się tym w internecie i nie jest to UOKiK, możemy wnioskować, że na szkodę konsumentów – takie praktyki są skuteczne.
Kolejna część wpisu użytkownika wykopu ukazuje kreatywność innego polskiego restauratora:
Drugi znajomy, który prowadzi smażalnie i chwali się tym, że ma własny kuter, jak tylko się da wykupuje wszystkie ryby, szczególnie dorsze wieczorem w Lidlu (robią to jego pracownicy gdyż jest przecena -50% bo wychodzi termin). Najlepsze jest to, że turyści mówią, że ryba jest naprawdę smaczna i świeża bo to czuć i nie da się tego porównać z tym co jest w sklepach
Nabieramy się na piękne szyldy, dobrze napisane opisy dań w menu a w rzeczywistości jemy rybę, którą można kupić w większości marketów. Oczywiście, nie wolno wszystkich mierzyć jedną miarą, dalej można spotkać nad Bałtykiem lokale prowadzone z pasją i uczwiością, gdzie jakość podawanych dań jest na pierwszym miejscu. Jednak jak częste są praktyki opisane na Wykopie nie jesteśmy w stanie zbadać.
Jak “kreatywność” przedsiębiorców komentują inni internauci?
Głosy są różne, od śmiechu po oburzenie. Poniżej pokazujemy najciekawsze fragmenty dyskusji:
Właśnie dlatego nie jeżdżę nad polskie morze – komentuje jeden z użytkowników
Inny komentujący pisze natomiast:
Ryba tylko z biedry i wędzona w porcie, pizzy nigdy nad morzem
Na co autor wpisu zareagował mówiąc, że w portach jest podobnie i o świeżej rybie można zapomnieć.
Odpowiem Ci, że nie bo ryb nie ma w Bałtyku i jak mawia mój znajomy – gdybym miał serwować w sezonie świeżą rybę to limit połowów wyczerpanym w 2 tygodnie. Roczny limit
Jak się okazuje, jeden z użytkowników portalu napisał, że zamawiając latem dorsza w barze trzeba liczyć się z jedzeniem mrożonej ryby. Jak podaje, latem połów dorsza jest zakazany:
Przecież od wielu lat połów Dorsza latem na Bałtyku jest niemalże zakazany, więc ktoś kto zamawia w barze Dorsza liczy się z tym, że prawie na pewno będzie to mrożonka.
Nie brakuje podobnych komentarzy od innych użytkowników:
W ogóle najlepsze jest to, że dorsz ma okres ochronny i jest zakaz połowów na Bałtyku w zasadzie przez cały sezon, od początku czerwca do końca sierpnia. Albo jak ludzie kupują świeżutkie ryby pacyficzne prosto z kutra ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Co w takim razie jeść, żeby się nie zawieść i nie stracić pieniędzy?
Z pewnością planując wczasy w jakiejkolwiek miejscowości, warto zadbać o odpowiedni gastronomiczny research. Wyszukanie smażalni i innych lokali w Google, sprawdzenie ocen na forach internetowych, czy nawet social mediach zajmuje mało czasu. Na samym Tik Toku obecnie jest masa twórców zajmujących się gastronomią. Dzięki takiej praktyce, możemy iść od razu w teoretycznie warte odwiedzenia miejsce. Ciekawą historią podzielił się także inny użytkownik Wykopu.
Pojechałem nad morze z rodziną, połazić po plaży i rybę zjeść, gdy zjedliśmy tacki chciałem wyrzucić i nie widziałem kosza, ktoś mi powiedział, że za smażalnią jest śmietnik. Poszedłem a tam opakowania po rybach z dużej hurtowni z mojego miasta
Czy takie praktyki to jedynie domena nadmorskich restauracji?
“Kto pracował w gastronomii ten w cyrku się nie śmieje” ten popularny wśród pracowników barów zwrot ma w sobie sporo prawdy. Nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć potwierdzenie naszej tezy. Wiele lokali, które chwalą się autorskimi sosami, czy mięsem w rzeczywistości podają nam zwykły produkt z hurtowni.
W pamięci zapadł mi filmik, na który ostatnio natrafiłem na Tik Toku. W ostatnich miesiącach słowo “kraftowe” w kontekście mięsa do kebaba przeżywało prawdziwe boom. Restauratorzy postanowili to wykorzystać pisząc na plakatach o “kraftowym” mięsie, które po spróbowaniu okazuje się zwykłą, tak zwaną “kulą mocy”, czyli mięsem niskiej jakości z hurtowni.
Czy warto spędzić wakacje w Polsce?
Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć samodzielnie, ponieważ czynników decydujących jest zbyt wiele. Z pewnością z urlopu zaplanowanego z odpowiednim rozsądkiem będziemy zadowoleni! Jeśli masz jakiś ciekawy temat na artykuł – napisz do nas w social mediach lub na adres: redakcja@espresso.com.pl
Komentarze (0)