11.04.2025

Wolne media czy polityczne narzędzia? Dwie strony tego samego konfliktu

Michał Osial
Michał Osial
Polityka
Udostępnij:
facebook twitter
Skomentuj

W Polsce od lat toczy się dyskusja o wolności mediów, pluralizmie i demokracji. Jednak ostatnie decyzje sądowe dotyczące koncesji dla Telewizji Republika i Telewizji w Polsce 24 pokazują, że spór o „wolne słowo” to w rzeczywistości walka politycznych stronnictw, gdzie każda strona ma swoją „prawdę” i swoje „jedynie słuszne” media.

Koncesje odebrane – czy to zamach na demokrację?

Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał cofnięcie koncesji Republice i TV w Polsce 24, uznając, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) naruszyła procedury przy ich przyznawaniu. Sąd wskazał m.in. na niestabilne źródła finansowania stacji (datki widzów) oraz nieprawidłowości formalne. Decyzja wywołała burzę: zwolennicy tych mediów mówią o „likwidacji demokracji”, przeciwnicy – o wreszcie sprawiedliwym rozliczeniu.

– To zamach na wolne media! – grzmią politycy PiS, którzy jeszcze niedawno cieszyli się z problemów TVN. – Nie pozwolimy na kneblowanie mediów – zapowiadają organizatorzy marszu w obronie Republiki, planowanego na 12 kwietnia.

Tymczasem politycy opozycji, którzy w 2021 roku masowo protestowali przeciwko „lex TVN”, teraz z satysfakcją komentują wyrok. Roman Giertych pisze: „Nowa KRRiT wycofa skargę i sprawa się zakończy”, a Krzysztof Brejza nazywa Republikę „pisowską szczujnią”.

Dwa oblicza „walki o wolność słowa”

Paradoks polega na tym, że obie strony konfliktu posługują się tymi samymi hasłami: „bronimy demokracji”„media muszą być wolne”. Różnica? Chodzi wyłącznie o to, czyje media są zagrożone.

  • W 2021 roku, gdy KRRiT (wówczas kontrolowana przez PiS) nie przedłużyła koncesji TVN24, Platforma Obywatelska i środowiska liberalne organizowały masowe protesty. Apel w obronie stacji podpisało 700 dziennikarzy, a międzynarodowe media pisały o „ataku na wolne media”.
  • Dziś, gdy sąd cofnął koncesję Republice, ci sami dziennikarze milczą. A PiS, który wcześniej próbował ograniczyć TVN, nagle stał się orędownikiem wolności słowa.

Czy pluralizm to tylko slogan?

Telewizja Republika i TV w Polsce 24 są oskarżane o jednostronność, hejt i propagandę na rzecz PiS. Z kolei TVN przez lata był krytykowany przez prawicę za „lewackie nachylenie”. Problem w tym, że żadna ze stron nie chce prawdziwego pluralizmu – tylko dominacji „swoich” mediów.

  • Gdy rządzi PiS, KRRiT blokuje koncesje dla opozycyjnych stacji.
  • Gdy władzę przejmuje KO, prawicowe media nagle stają przed sądami.

Tomasz Sakiewicz zapowiada, że Republika będzie nadawać „nawet z podziemia”, a bracia Karnowscy łączą siły w „marszu o wolność słowa”. To brzmi jak scenariusz z filmu o opresyjnym reżimie – tyle że w rzeczywistości obie strony grają tym samym narracjami.

Kto tak naprawdę broni wolności mediów?

W idealnym świecie decyzje o koncesjach powinny być wolne od polityki, a media – różnorodne, ale rzetelne. W Polsce jednak:

  • PiS mówi o wolności słowa, gdy chodzi o jego media, ale próbował uciszać TVN.
  • KO protestowała przeciwko „lex TVN”, ale teraz milczy, gdy Republika traci koncesję.

Czy którykolwiek obóz naprawdę wierzy w wolność mediów? Czy może chodzi po prostu o to, by to moja prawda była tą jedyną?

Jedno jest pewne: W tej wojnie przegrywają obywatele, którzy zamiast pluralizmu dostają kolejną odsłonę politycznego spektaklu. I pytanie: czy ktokolwiek jeszcze pamięta, że wolne media to nie tylko te, które mówią to, co chcę usłyszeć?

Komentarze (0)