Mieszkańcy Bogaczowa od miesięcy mieli złe przeczucia. Nikt nie widział Natalii od jesieni, w jej domu nie paliło się światło, z komina nie leciał dym. Wielokrotnie dzwonili na policję i do opieki społecznej, ale do poniedziałkowego południa nikt nie zdecydował się wejść do środka. Gdy wreszcie to zrobiono, było już za późno. 30-letnia kobieta zmarła w swoim domu, a jej ciało znaleziono w kuchni przy stole.
17 marca pod domem młodej kobiety pojawiły się radiowozy i straż pożarna. Sąsiedzi wiedzieli, co to oznacza. Policja potwierdziła, że znalezione zwłoki były w stanie zaawansowanego rozkładu. Choć początkowo nie było pewności co do tożsamości, mieszkańcy nie mieli wątpliwości – to Natalia, którą ostatni raz widziano w październiku.
Żyła samotnie, odrzucała pomoc
Natalia nie miała łatwego życia. Po śmierci dziadków, którzy się nią opiekowali, została sama. Jej ojciec, mieszkający w Zielonej Górze, zmarł zimą tego roku. Sąsiedzi próbowali jej pomóc – proponowali podwózki, oferowali wsparcie, alarmowali służby. Niestety, kobieta odcinała się od ludzi, nie chciała przyjmować pomocy, z nikim się nie kontaktowała. Nawet numer telefonu do MOPS-u nie był dla niej wystarczającym wsparciem.
Mieszkańcy są oburzeni. Wielokrotnie zgłaszali sprawę odpowiednim służbom, ale nikt nie miał prawa wyważyć drzwi. Policja i opieka społeczna były na miejscu, ale nie mogły nic zrobić. – Ile razy trzeba zgłaszać, żeby ktoś mógł wejść do domu i sprawdzić, czy dana osoba żyje? – pytają zrozpaczeni sąsiedzi.
Jak zapobiec takim tragediom?
To już kolejny przypadek w regionie, gdzie osoba samotna umiera niezauważona przez tygodnie czy nawet miesiące. Jak temu zapobiec? Jakie działania mogą podjąć sąsiedzi, by nie dochodziło do takich dramatów? Sołtyska Bogaczowa przyznaje, że problemem nie była obojętność ludzi, lecz niemożność niesienia pomocy osobie, która jej nie chciała. Jednak pytanie pozostaje: czy można było uratować Natalię?
Komentarze (0)